lezy na nim gruzja i armenia

Rzym leży także nad rzeką Tybr, odchodzącą do Morza Śródziemnego oraz na 7 wzgórzach: Awentyn, Palatyn, Kwiryntał, Wiminał, Celius, Eskwilin i oczywiście Kapitol. Na jakim półwyspie leży Rzym. Nie będziemy Was bardzo długo trzymać w niepewności i odpowiemy. gdzie i na jakim półwyspie leży Rzym. Nastąpiło więc szybkie opracowanie trasy, zebranie informacji z forum kaukaskiego, przygotowanie zaopatrzenia i potrzebnego sprzętu, a tu niespodzianka – map brak, ale jest przewodnik Bezdroży Gruzja, Armenia oraz Azerbejdżan. Magiczne Zakaukazie. Z nim i mniej więcej określoną czasową trasą rozpoczęła się przygoda. leży nad nim Kowno ★★★ SŁUPSK: nad Słupią ★★★ DRAWSKO: jezioro, przy którym leży Czaplinek ★★★ PARSĘTA: rzeka, nad którą leży Kołobrzeg ★★★ ADRIATYK: nad nim leży Wenecja, Split ★★★ OBIEŻYSMAK: krasnal, leży brzuchem do góry na talerzu we Wrocławiu ★★★★★ Ger-Kaz: ZAKAUKAZIE: leży na nim leży na podłodze ★★ JAMNO: jezioro, nad którym leży Mielno ★★★ LOESS: jasnożółta, nawiana skała osadowa, less ★★★★★ mariola1958: RADOM: leży nad Mleczną ★★★ RANNY: leży na noszach ★★★ RODAN: leży nad nim Awinion ★★★ EUROPA: w jej środku leży Polska ★★★ HUDSON: rzeka, u kórej ujścia nad nim leży Wenecja, Split ★★★ LUBARTÓW: miasto nad Wieprzem ★★★★ bachaku1: KRASNOBRÓD: miasto nad Wieprzem ★★★★ bachaku1: KRASNYSTAW: miasto nad Wieprzem ★★★★ bachaku1: OBIEŻYSMAK: krasnal, leży brzuchem do góry na talerzu we Wrocławiu ★★★★★ Ger-Kaz: ZAKAUKAZIE: leży na nim Gruzja i Armenia nonton film bohemian rhapsody sub indo rebahin. Gruzję odwiedziliśmy z mężem motorem 2 lata temu i bardzo nam się spodobała. Postanowiliśmy że jeszcze tam wrócimy aby dokładnie ją poznać gdyż w czasie wyprawy motocyklowej nie było na to zbytnio czasu (większość czasu pochłonął nam dojazd przez Rosję). Gdy mineło 9 miesiecy od wyprawy motocyklowej nasza rodzina powiększyła się i przywitaliśmy na świecie naszą pierworodną córkę. Odkąd pojawiła się Agata wiedzieliśmy że na kolejny wyjazd motor zastąpi nam marszrutka, a 3 wypasione kufry jeden plecak i wózek. Udało się! Nie ukrywam, podróżowanie z małym dzieckiem nie należy do tych najprostszych. Już samo spakowanie się do jednego plecaka to wyzwanie. Z taką ekipą zwykłe sprawy okazują się logistyczną zagadką - w czym kąpać , gdzie spać? Sprawę kąpieli rozwiązała wizyta w hipermarkecie gdzie kupiliśmy dmuchaną wanienkę za całe 8 zł w promocji. Sporo rozmyślania przed wyjazdem mieliśmy również nam łóżeczkiem dla Agaty. Wszystkie rozwiązania proponowane na rynku niestety nam nie odpowiadały a to za duże gabaryty i ciężar albo niezbyt poręczna forma. Wreszcie wpadliśmy na pomysł z moskitierą którą można przytroczyć do łóżka. Udaliśmy się więc do sklepu z akcesoriami militarnymi i po zainwestowaniu 100 zł znaleźliśmy rozwiązanie które z pewnością długo nam posłuży. Aby rozpocząć przygodę musieliśmy najpierw dostać się z Gdyni do Katowic (bo tańsze bilety :)) skąd odlatywał samolot do Kutaisi. Wybieramy bezpieczną opcję z 12 godzinnym zapasem czasu. Nocka w pociągu, spanie na 2-ch miejscówkach. Już wtedy Agata zrozumiała, że coś się kroi. Przyjęła to ze stoickim spokojem połykając wzrokiem kolejne kilometry. Potem mleczko i w drogę. Szybki pomiar, czy aby rozmiar bagażu podręcznego zgadzają do samolotu, wózek pozostaje przy wejściu a my rozsiadamy się w fotelach. Jeszcze tylko kontrolne pytanie do pasażerów obok "Przepraszam, czy to samolot do Kutaisi...?" Pani spogląda z niedowierzaniem ale ze spokojem odpowiada "Tak". Ufff, można startować. Na lotnisku spore zamieszanie,kierowcy taksowek atakują z każdej strony podając horrendalne kwoty za transport. Jakoś odpieramy pierwszy atak. Kręcimy się w kółko szukając rozwiązania i nagle dostrzegamy go, to jest to najlepsza fura w środku zaskakuje nas niecodzienna dostawka w postaci taboretu. Z czasem widoki takie przestają nas się co do kwoty: 3 osoby + 300 km = 40 EURO. Nie ma tragedii . Trzeba jeszcze zapełnić po brzegi busa i startujemy. Kierujemy się do Mestii. Kierowca to chyba były Stig z Top Gear, trasę w górzystym terenie z przerwą pokonuje w 4 godziny, Agacie to jednak bardzo odpowiadało i całą drogę bez problemu przespała. W końcu docieramy... i odrazu zrozumieliśmy że to był dobry kierunek. Korzystamy z notatek i po 20 minutach jesteśmy na miejscu "Manoni's Guest House". Hostel prowadzi starsza pani z córką - nie jest to 5 gwiazdkowy hotel, ale przytulne miejsce z wystarczającym zapleczem (wspólna łazienka, prysznic, ciepła woda). Na dworze pasie się krowa, sielanka. Płacimy 25 lari (50 zł) za osobę z pełnym wyżywieniem (w to wliczona opieka nad dzieckiem :). Agata oczywiście nic nie płaciła. Posiłki to swojskie jedzenie z tego co było dostępne: świeżo pieczony przez gospodynię chleb, swojski ser, smażone bakłażany(Adżapsandali), zupa(Charczo) ciasto, kompot po prostu wszystko. Nie ma opcji, aby od stołu odejść głodnym. Dla mnie to były najlepsze posiłki, jedliśmy ich produkty, to co oni jedzą na co dzień i przez nich przygotowane. Dla Agaty panie przyrządzały osobne posiłki - co za kraj. No właśnie - posiłki dla dziecka. Nasze zapasy to paczka mleka w proszku i 5 słoików. "Resztę kupi się na miejscu" pamiętam słowa Tomka z przed wyjazdu. Idziemy do pierwszego, drugiego, piątego sklepu i nic nie ma. Ktoś nas informuje, że w aptece jest szansa na zakup mleka w proszku a jedzenie w słoiczku - nie ma szansy. Agacie jednak szybko zasmakowało chaczapuri chinkali i inne przysmaki. Transport dziecka. Po burzliwych dyskusjach i konsultacjach z ludźmi, którzy nie jedno zwiedzili z niejednym dzieckiem podjęliśmy decyzję - zabieramy: 1) Składany wózek. Musi być składany, aby przeszedł na lotnisku. W marszrutkach nie było łatwo (szczególnie w Armenii, gdzie w miejscach luku bagażowego transportery miały wstawione butle z gazem. Z tej okazji wózek lądował albo na dachu albo między nogami pasażerów) 2) Nosidełko z materiału. Praktyczne, zawsze można zwinąć i wepchnąć do plecaka. Przydatne w trudnym terenie. Kolejny dzień kolejna atrakcja Tym razem ten sam transport, ten sam kierowca, kierunek wyciąg z widokiem na Uszbę i lodowiec Czalaadi. Wyciąg to kolejna atrakcja cenowa 4 lari za osobę. Kolejno atakujemy lodowiec :) Pieszo dobrym tempem z dzieckiem zajmie nam. to godzinę. Wózek nie wchodzi w grę. Kolejny dzień to czas kiedy musimy opuścić to piękne miejsce i zająć się nowym wyzwaniem Abhazja. Pobudka o 6 rano, śniadanie już czeka na nas. Ładujemy się do marszrutki o 7:00 i jedziemy do Zugdigi. Czas przejazdu 5 godzin, koszt to jakieś 30 lari za brygadę. Tu łapiemy taksówkę do granicy ( 5 lari). Na granicy 10 minut pseudo odprawy i już maszerujemy na drugą stronę. Po stronie Abhazji rosyjskie wojsko i symboliczny pomnik od Gruzinów. Teraz trzeba dostać się do Suchumi. Robi się upalnie, słabniemy i decydujemy się na najdroższy w całej wyprawie przejazd. Taksówkarz wygląda na zadowolonego po zainkasowaniu 1000 rubli. W Abchazji miło spędziliśmy dwa kolejne dni po czym udaliśmy się na podbój Armenii. Pierwszym miasteczkiem w którym się zatrzymujemy jest Dilijan. Kwaterujemy się w skromnym pensjonacie i zostajemy tu na kolejne 5 dni z uwagi na nagłą chorobę Agaty. W jednej chwili dostała 40 stopni gorączki oraz wymioty i biegunkę. Po ciężkiej nocy z pomocą właścicieli kwatery wezwaliśmy lekarza. Diagnoza była zaskakująca: salmonella, zapalenie ucha, zapalenie gardła, grypa żołądkowa. Pani doktor nie potrafiła jednoznacznie określić co to może być więc na każdą z wnioskowanych przez nią dolegliwości zapisała lekarstwo. Po 4 dniach Agata odzyskała radość i energię dlatego wiedzieliśmy że możemy kontynuować podróż, wracamy do Gruzji i udajemy się kolejno do Tbilisi, Gori, Borjomi oraz Kutaisi skąd wracamy do Polski. Podróż z Agatą była niesamowitą przygodą i możliwością do bliższego poznania się. Nie wyobrażam sobie, że moglibyśmy pojechać sami zostawiając Agatę z Babcią. Przed wyjazdem ktoś z rodziny zapytał się "Po co jedziecie z Agatą, przecież ona i tak nic z tego nie zapamięta". Pewnie nie, ale przede wszystkim spędzamy ten czas razem, a to, na tym etapie życia, ważniejsze niż wspomnienia. Ponad dwie dekady od upadku Związku Radzieckiego, Południowy Kaukaz: Gruzja, Armenia i Azerbejdżan, trzy znane i popularne kraje między Morzem Czarnym a Kaspijskim, prezentują niezwykle ciekawy, choć zarazem skomplikowany obraz. Pocztówkowe obrazki z tbiliskiego starego miasta, majestatyczne i zielone góry Gruzji, czasami marsjańskie krajobrazy Armenii i buchające nowoczesnością Baku, stolica Azerbejdżanu, to obrazy dobrze znane wśród podróżujących, pośród których region cieszy się coraz większą popularnością. Z pozoru sielska, choć niezaprzeczalnie ujmująca i piękna, kraina rozciągająca się na południe od najbardziej południowych granic Rosji, pełna jest napięć, konfliktów i zwykłej międzyludzkiej niechęci. Abchazja, Południowa Osetia i Górski Karabach to skomplikowane quasi-państwa, które tęsknie spoglądają w kierunku swoich protektorów. Sielskie z perspektywy odwiedzających krainy często tkwią w wieloletnich izolacjach, zaś najdłuższe granice regionu: armeńsko-azerbejdżańska i gruzińsko-rosyjska, nie wspominając już o armeńsko-tureckiej, pozostają zamknięte. Ubóstwo i bezrobocie nadal stanowią jedne z największych problemów wspomnianych krajów. Rządy tych państw ledwo radzą sobie z setkami tysięcy uchodźców, którzy w rezultacie lokalnych wojen i konfliktów, stracili dachy nad głową. Ci, którzy nie uciekli zmuszeni do tego przez wojnę, opuszczają swoje kraje dobrowolnie w poszukiwaniu pracy na rynkach Unii Europejskiej, Rosji i Stanów Zjednoczonych. Powód? Bogaty w ropę, najbogatszy w regionie Azerbejdżan stale pnie się w rankingach, jednak nadal nie dogania połowy PKG Rosji czy Turcji. Posowiecka Estonia, członek Unii Europejskiej, jest trzy razy bogatsza od Azerbejdżanu, zaś sześć razy bardziej od Armenii i Gruzji. Jeśli coś nie kłamie, są to liczby, a wraz z nimi, statystyki. Mieszkańcy raju opuszczają raj, gdyż w rzeczywistości rajów na świecie jest wiele, są lepsze i są gorsze. Gruzja, Armenia i Azerbejdżan to przykłady krajów, które uczą, że polityka ma realny wpływ na życie ludzi, a zła polityka ma wpływ jeszcze bardziej realny. Najgorzej jest jednak, gdy złej polityce towarzyszą złe emocje między mieszkańcami poszczególnych państw. Kaukaz Południowy – gdzie to jest? (mentalnie) To pytanie udziela się wielu. Raczej nie chodzi tutaj o zastanawianie się, w której części globu się znajduje. W przypadku Polaków to raczej wiedza oczywista. Pytanie o położenie wspomnianych krajów, jest także pytaniem o pewną mentalność oraz polityczno-gospodarcze predyspozycje. Bo w końcu, czy jest to Europa, czy Azja? A może trochę Europa, ale nie całkiem Azja? Czy może podciągnąć to pod Bliski Wschód lub obszar wpływów Federacji Rosyjskiej. Odpowiedź nie jest jednoznaczna, co tylko coraz bardziej fascynuje tych, którzy postanawiają wybrać się do tej części świata i poznać ją dokładniej. Dlatego też warto spoglądać na Kaukaz Południowy jako swoisty region świata na przecięciu największych jego mas, nie tylko kontynentalnych i morskich, ale także politycznych. Granicząc z Rosją, Turcją i Iranem, zawsze pozostanie częścią Wielkiej Gry, jaką toczą sąsiedzi. Rosja nadal jest najważniejszym graczem w regionie, który przez wiele dziesięcioleci minionego wieku, wchodził w skład ZSRR. Aktywna w dyplomacji, choć także militarnie (wojna z Gruzją w 2008 roku), nie jest jednak jedyną stroną, którą rozgrywa swoją grę w regionie. Turcja, strategiczny partner Azerbejdżanu, który przez ponad ponad dwadzieścia lat od konfliktu Armeńsko-Azerskiego, w ramach solidarności z Baku, utrzymuje zamknięte granice lądowe z Armenią, pragnie odgrywać coraz wiekszą rolę w regionie. I w końcu Iran, którego otwarcie na świat rozpoczęte w 2015 roku, powoduje coraz większe zaangażowanie, zdaje się nie mówić ostatniego słowa. W kontekście wieloletnich starań Unii Europejskiej, by w ramach Partnerstwa Wschodniego, zbliżyć Kaukaz Południowy do europejskiej rodziny, na terenie tychże państw, zaczyna się na naszych oczach rozgrywać Wielka Gra, gra, która zdecyduje o tym, czy Kaukaz Południowy stanie się bardziej Europą, czy może bardziej Azją. Gruzin, Ormianin i Azer – Trzy bratanki? Mieszkańcy Kaukazu Południowego dzielą wiele wspólnych cech. Zaczynając od ogólnej aparycji, podobnych rytuałów, wielkiego przywiązania do rodziny i priorytetów, które są z nią powiązane, przez kulturę biznesu, muzykę, czy w końcu jedzenie i picie. Spojrzenie na region z tej perspektywy i zobaczenie, jak wiele ich łączy, pomaga zrozumieć, że wiele uprzedzeń między tymi narodami, to owszem fakty, ale świat nie jest czarno-biały, a w tym świecie nic nie jest proste. Z wszystkich największych podobieństw, jedna różnica jest dosyć widoczna – Gruzja i Armenia to kraje chrześcijańskie, zaś główną religią Azerbejdżanu jest islam. Linie podziałów religijnych niewiele tam jednak znaczą. Wszyscy koniec końców piją alkohol. Kto kogo lubi, a kto kogo nie lubi? Miałem okazję poznać ich wielu, tak w odwiedzonych krajach, jak i w Polsce. Linie sympatii i antypatii, w ujęciu dosyć stereotypowym oczywiście, przebiegają mniej więcej tak: Gruzin nie przepada za Ormianami ale lubi Azerów. Azer lubi Gruzina, Ormianina zaś nienawidzi. Ormianin nienawidzi Azera, a z Gruzinem kłóci się o pochodzenie większości rzeczy. Najgorszą prasę w regionie mają zdecydowanie Ormianie, którzy odcięci od jakichkolwiek mórz, posiadają otwarte granice jedynie z Gruzją i Iranem, zaś współcześnie praktycznie całkowicie zależą od Rosji, przez co postrzegani są jako sługusi Moskwy. Gruzja współpracuje zaś bardzo blisko z Azerbejdżanem, którego biznes aktywnie działa na terytorium ulubionego państwa Polaków. Azerbejdżan niejako uzależniony jest z kolei od Gruzji jeśli chodzi o możliwości przesyłowe i eksportowe na zachód, gdyż stanowi ona jedyny, bezpośredni korytarz na Zachód. Nigdy nie ufaj Ormianinowi – słyszałem wiele razy z ust Gruzina – oni tylko myślą o pieniądzach. Na samo słowo Armenia czy Ormianin, wielu Azerów, z którymi rozmawiałem, po prostu się wzdrygało. Dla przeciętnego mieszkańca tego kraju, krwawa wojna sprzed ponad dwudziestu lat to nadal otwarta rana. Ormianie, jak to Ormianie – Opowiadali Ci już Gruzini tą historię o tym, jak powstała Gruzja? – zapytał raz Ormianin – No więc tak jak słyszałeś jak Bóg tworzył świat to ostatni przybiegli Gruzini. Nic już Bogu nie zostało, więc oddał im raj. Ale za Gruzinami przybiegli Ormianie i też chcieli swoją ziemię. Dał im więc Bóg ostatnią kupę gruzów, która mu została, Ormianie poszli, zasiedlili ją, jako pierwsi przyjęli chrzest jako państwo, uprawiali rolę, produkowali wino, budowali kościoły, handel kwitł. O ile wszystkie trzy strony potrafią się dogadać daleko od swoich krajów (np. na emigracji ekonomicznej w Moskwie), o tyle region, podobnie jak w naszej części świata Bałkany, pełen jest punktów zapalnych. Czy na Kaukazie (Południowym) będzie bezpiecznie? Gruzini, którzy wiele środków i energii zainwestowali w propagowanie turystyki, która stała się flagowym produktem tego kraju, spoglądają na to, co dziać będzie się między pozostałymi dwoma sąsiadami. Ponowna eskalacja konfliktu, który po krwawych walkach wyciszono na początku lat dziewięćdziesiątych, zdaje się ponownie zagrażać całemu regionowi. Coraz bardziej majętny dzięki ropie Azerbejdżan, zaczyna przesuwać kaukaskie płyty tektoniczne, które przez długi czas zachowywały spokój. W kwietniu minionego roku wojska Azerbejdżanu zajęły niewielki kawałek ziemi, która pozostawała pod kontrolą Armenii. W walkach śmierć poniosło kilkaset osób. Władze w Baku i Erywaniu przypomniały sobie, że pewne sprawy i pewne status quo, w bardzo prosty sposób rozwiązać można dzięki użyciu siły. Wojenna retoryka, choć obie strony zdają sobie sprawę z tragicznych skutków tak dla obu krajów jak i ekonomii, pomaga jednak ciągle utrzymywać płomień nacjonalizmu i przykrywa codzienne problemy związane z niestabilną gospodarką. Retoryka nie wyklucza jednak sytuacji i scenariusza, w którym obie strony stają ponownie na dwóch stronach frontu. Sytuacja ta byłaby niezwykle trudna dla Gruzji, która pomimo zmian władzy, pozostaje na swoim obranym wcześniej, kursie europejsko-atlantyckim. Jeśli chodzi o Armenię, pomimo tego, iż to ona ponad dwadzieścia lat temu przyczyniła się do utraty znacznego terytorium Azerbejdżanu, z którego wyłoniła się uznawana jedynie przez Erywań, Republika Górskiego Karabachu, współcześnie prezentuje Armenia obraz lekkiej rozpaczy. Ostatnie kwietniowe wydarzenia, które pokazały słabość armeńskiej armii, sprawiły, że tak we władzach jak i społeczeństwie, rośnie frustracja, także w stosunku do Rosji. Moskwa pozostaje gwarantem bezpieczeństwa Armenii, która w regionie nazywana jest satelitą Moskwy, co wiąże się także z obecnością militarną Rosji w tym kraju, a także rosyjską kontrolą nad większością najważniejszej infrastruktury w kraju. W opinii Ormian Rosja, ich gwarant, zrobiła niewiele w odpowiedzi na zaczepki sprzed paru miesięcy. We wszystkich toczonych na Kaukazie Południowym rozgrywkach, nie wygrywają niestety mieszkańcy tychże krajów. Zwycięzca jest jeden i nazywa się… Władimir Putin. To, czy w krajach, do których tak bardzo lubimy podróżować, będzie bezpiecznie, leży zupełnie w jego gestii. Wielka Gra trwa. Gruzja traci status lidera demokracji na Kaukazie Południowym – martwi się serwis Gruzja-online. Do tej pory była latarnią demokracji i jasno świeciła na tle regionu – wszak, co tu kryć, konkurencja nie była jakaś szczególna. Gruzińscy dziennikarze porównali jednak oświadczenia Departamentu Stanu USA po wyborach prezydenckich w Gruzji i parlamentarnych w Armenii. Oba oczywiście nie są długie i zwyczajowo sporo w nich ładnie brzmiących, okrągłych formułek. Na więcej dwa małe kraje liczyć chyba nie mogą. O ile oświadczenie na temat Armenii pełne jest pochwał, że wybory były konkurencyjne i kandydaci mogli się prezentować bez przeszkód, o tyle opublikowane wcześniej oświadczenie dotyczące Gruzji zawiera obawy na temat nadużywania administracji państwowej, słynnego adminresursu, w celu wsparcia konkretnego kandydata. Oczywiście nic nie dzieje się z dnia na dzień. Gruzja, mimo politycznej walki, jakoś się rozwija – ma zresztą ku temu więcej możliwości. Armenia musi dopiero odrabiać straty. A jest tego sporo. 13 grudnia odbyło się posiedzenie rządu Armenii – jeszcze starego, jeszcze z Paszinjanem jako premiera, ale de facto już nowego – powyborczego. Nikol wymienił najważniejsze zadania dla swojego gabinetu. Przede wszystkim ściągnięcie zagranicznych inwestycji – Armenia cierpi na ich brak. „Nie chcę słyszeć o żadnych przypadkach, że jakiś urzędnik robi inwestorom kłopoty” – mówił premiera i zapowiadał maksymalne uproszczenie procedur. Jak już się pojawi kapitał – Ormianie mają go zużyć na technologiczny rozwój kraju – zwłaszcza w dziedzinie przemysłu zbrojeniowego. Tym bardziej że Paszinjan chce, aby Armenia w ciągu 5 lat wygospodarowała aż 2,5 mld dol. na zbrojenia, na polepszenie warunków służby. Na razie tych pieniędzy nie ma – trzeba ich szukać. Była też mowa o szkolnictwie i służbie zdrowia. Znalezienie pieniędzy na to wszystko nie wydaje się łatwe. Oligarchowie nie spieszą się ze zwracaniem pieniędzy do kasy państwowej. To znaczy padają deklaracje – ale mowa o milionach dolarów, podczas gdy prawdopodobnie skradziono miliardy. Armenię czeka wiele zmian w codziennym życiu – ot, chociażby taka drobnostka jak kasy fiskalne. Paszinjan zapowiedział bezwzględne ich wprowadzenie, a to może nie spodobać się wielu drobnym sklepikarzom i handlarzom. – Oni chcą, żeby już wszystko było zgodnie z prawem – żalił mi się znajomy drobny przedsiębiorca na tamtejszy urząd skarbowy, który z werwą przystąpił do licznych kontroli. – I OK, popieram, ale ja jeszcze nie stanąłem na nogi. Daliby jeszcze normalnie popracować. Nie chodzi więc tylko o prawo i procedury, ale też o mentalność. Jeśli Paszinjan źle rozegra partię z oligarchami i ludzie będą mieli poczucie, że to oni płacą za reformy, a „tamtym” znów się upiekło, sympatia dla rewolucji może szybko stopnieć i o przegonieniu Gruzji nie będzie co marzyć. Monastyr Gelati i pozostałości akademii, czasów świetności, odrodzenia gruzińskiego, kiedy to Europa tkwiła jeszcze w głębokim średniowieczu...na każdym kroku odczuwa się tu że wszystko było wcześniej niż u nas, chrześcijaństwo, średniowiecze, odrodzenie, a wiele monastyrów pochodzi nie z drugiego tylko z pierwszego tysiąclecia. W Kutaisi w środku miasta stoi fontanna nawiązująca do czasów mitycznej Kolchidy do której Jazon wybrał się z Argonautami po Złote Runo, to właśnie Kutaisi jedno z najstarszych miast na świecie było jej stolicą. Gori- osiedla uchodźców z Osetii i wymowny symbol bezradności- pomnik przedstawiający rycerzy gruzińskich pozbawionych różnych części ciała, w końcu pomnik Stalina przed kontrowersyjnym miejscem jego pamięci, lokalna przewodniczka zachowuje się powściągliwie, ale gdzieniegdzie wychodzi zachwyt nad osobowością człowieka o którym opowiada. Upliscyche- skalne miasto z przestronnymi jaskiniami, widok na rzekę Mtkwari wijącą się pośród pozostałości dawnego miasta i tunel wykuty w skale, którym schodzimy na dół. Przed nami Kaukaz, Przełęcz Krzyżowa, widok na czerwone skalne kolosy i już czuje się ogrom Kaukazu, ale samo miejsce widokowe też wzbudza zainteresowanie, radziecka, monumentalna mozaika z symboliką gruzińską. Żółty naciek na górach wielkości budynku, to kosmiczny efekt działania minerałów, nie wygląda jak z przyrody ziemskiej. Wodospad Gweleti, miła chwila ochłodzenia, no i w końcu majaczy biały szczyt góry Kazbeg i poniżej dumnie, wysoko surowy kościół Cminda Sameba, pniemy się do niego w górę i tam już tylko wokół majestatyczny Kaukaz, na dole gorące chaczapuri tylko tu jadłem w wersji ser i ziemniaki, wracamy Drogą Wojenną, co jakiś czas po obydwu stronach średniowieczne wieże komunikacyjne przez które podążała informacja o ruchach wroga, twierdza Ananuri broni dostępu do Tbilisi, docieramy do Mchety, ogromna mozaika z Chrystusem, miejsce święte dla Gruzinów, dawna stolica Iberii i Gruzji, miejsce chrztu pierwszego tuż za Armenią państwa, które przyjęło chrześcijaństwo. Tbilisi, nocujemy w centrum, także piechotką wszystko można złazić, aleja Rustawelego i parlament, który już nim nie jest, stare miasto to kolorowe budynki z ażurowymi balkonami i krużgankami, dalej pomnik wesołych Gruzinów, tu wszystkim się zrobiło chyba nawet za wesoło, jeszcze słynna podpaska, czyli most na rzece Kurze z którego widać całe centrum, Matka Gruzja z mieczem na szczycie wzgórza, kolejka linowa na to wzgórze jeździ do godziny 24, w nocy całe centrum podświetlone, łaźnie tyfliskie, najbardziej charakterystyczna ta w której przebywał Puszkin, na ulicy Leselidze jest knajpa z chaczapuri wszelkiego rodzaju, z serem w środku- chaczapuri imereckie, z 2 rodzajami sera na wierzchu- megrelskie, z serem i jajkiem- adżarskie, z fasolą i ostrą papryką- lobiani, na tej ulicy też są sklepy z możliwością bezpłatnej degustacji win gruzińskich. Jedziemy poprzez stepy, najpierw jest trawa, później już pustynnie, kolorowe pagórki i dojeżdżamy do klasztoru, monastyr jest wykuty w skale, ruszamy na górkę Garedża, stąd widać bezkresne pustkowie Azerbejdżanu, a nad nami sępy, to teren pograniczny, widzieliśmy a nawet pogadaliśmy z pogranicznikami azerskimi i gruzińskimi, po krótkiej wędrówce zboczem góry, pojawiają się monastyry z freskami w pieczarach. po drodze węże, różne płazy i gady, ale uciekają przed ludźmi rzecz jasna. Jedziemy do Armenii, tego dnia mamy jezioro Sewan, tu czas na relaks, jezioro położone pośród gór, ale da się kąpać, woda około 19 stopni, szeroka plaża, a na wzgórzu monastyr i pierwsze zetknięcie z mistycznymi chaczkarami. Erywań- w centrum miasta kaskady a wokół przedziwne figury, bazar ze świeżymi daktylami, melonami, figami, sharonami, arbuzami, przyprawy, kiszonki, domowe wino, koniak i czacza. Restauracja Kaukaz, jedna z bardziej znanych w stolicy, potrawy z krajów kaukaskich i wybór taki że menu z obrazkami ma około 100 stron, dwudaniowy obiad i wino około 15 zł. na osobę, w Gruzji jest taniej niż w Polsce, ale w Armenii jeszcze taniej. Pogańska świątynia Garni, a poniżej wąwóz z nawisami skalnymi w kształcie organów, w pobliskich górach żyją lamparty. Ruszamy na południe kraju, panorama Araratu, świętej góry Ormian, kanion z czerwonej skały i monastyr Norawank, dojeżdżamy do skrzydeł Tatewu czyli kolejki linowej, którą dojeżdżamy na wysokość ukrytego w górach klasztoru. W środku wczesnośredniowiecznych świątyń Tatew i Norawank ciemno, surowo i zupełnie cicho, mistyczne doznania potęguje na zewnątrz otoczenie chaczkarów a także wysokogórskie i odludne położenie. Eczmiadzyn centrum duchowe Armenii, odpowiednik Watykanu i wracamy do Gruzji, docieramy do Wardzi, wielopiętrowego skalnego miasta, niektórzy trochę się pogubili w skalnych korytarzach, a na dole knajpa, a w niej bakłażany z pastą orzechową. Droga do Mestii pnie się przez wysokie góry Kaukazu, po drodze knajpa z kupdari-placek z mięsem, najpopularniejsza potrawa w Swanetii, droga powstała tu niedawno, wcześniej Swanetia to region do którego trudno było się dostać, w końcu docieramy do Mestii i tu już wieże z kamienia. W Mestii warto wybrać się wieczorem na podświetlone kamienne wieże, najlepiej widoczne z mostu, chodząc pomiędzy domostwami z kamienia o zmierzchu, trzeba uważać na leżące gdzieniegdzie krowy, największy wybór produktów spożywczych nie jest w powszechnie dostępnych sklepach dla przyjezdnych, tylko w tych bardziej ukrytych, bazar z warzywami i owocami jest ukryty za metalową bramą, jakby od garażu, w małych okienkach można dostać świeży chleb nawet późnym wieczorem. Usghuli to kilka wiosek, nie tylko wieże z kamienia, ale cała zabudowa kamienna, dodatkowo wszędzie szwędają się zwierzęta gospodarskie co razem tworzy obraz miejsca jakby żywcem wyciągniętego ze średniowiecza. Łazimy po wioskach, w ostatniej jest wzniesienie z którego rozciąga się panorama wszystkich trzech wiosek. Piechotą lub niektórzy terenowym Mazem na pace, ruszamy do lodowca Szchary, w końcu docieramy do miejsca w którym rzeka Inguri wypływa ze ściany lodu. do lodowca można dojść pieszo, ale też cześć trasy można przejechać radzieckim mazem, gdy podeszliśmy do właściciela maza, powiedział żeby za pół godziny wrócić, musi oporządzić maszynę trochę pogrzebał i gotowe, samochód na korbę, jeden siedzi za kierownicą, drugi zakręcił korbą i ruszyliśmy, ponieważ grupa zajmowała całą pakę, ten co kręcił korbą, umiejscowił się na przedniej masce samochodu i pojechali, z paki widoki na góry, a maszyna wszystko co na drodze pokonuje- kamienie, błoto i rzekę. No i nad morze na relaks do subtropikalnej Adżarii, soczysta roślinność, bambusy, eukaliptusy, lokalne mandarynki, przestronne plaże, odzyskujące życie od niedawna herbaciane pola, rzymska twierdza w Gonio. Batumi to szklane budynki o często fantazyjnych kształtach, fontanna z czaczą, a także pomnik zakochanych tworzący ruchomy spektakl, wszystko jest oświetlone wieczorem, nawet palmy, rosnące wzdłuż nadmorskich bulwarów. ProgramRAMOWY PROGRAM WYJAZDU: DZIEŃ 1-2 Spotykamy się na Lotnisku Chopina w Warszawie. Wylot z Warszawy, lądowanie w Tbilisi. Z lotniska udamy się prosto do Udabno, uroczej wioski pośrodku niczego, gdzie powita nas niezwykły wschód słońca nad stepem. Pierwszą część dnia poświecimy na odpoczynek po ciężkiej podróży, po południu wybierzemy się do Dawid Garedża, jednego z najpiękniejszych klasztorów w Gruzji na granicy z Azerbejdżanem. Wieczorem rozpalimy ognisko wśród ciszy pustkowia. DZIEŃ 3 Całodzienny przejazd przez urodzajną Kachetię, pełną degustacji świeżego chleba i wina. Odwiedzimy słynne maleńkie miasto Signagi i żeński klasztor Bodbe z grobem św. Nino. Odwiedzimy wytwórnię wina Kindzmarauli w Kwareli, zbudowaną w dawnej średniowiecznej twierdzy, gdzie spróbujemy trunków z najlepszych gruzińskich szczepów. Miniemy dawną stolicę królestwa Kachetii - twierdzę Gremi oraz najwyższą średniowieczną katedrę na Kaukazie Alawerdi, słynącą z produkcji pysznego miodu. Wieczorem dojedziemy do Wąwozu Pankisi, u podnóża Kaukazu w dolinie rzeki Alazani. Żyje tam muzułmańska społeczność Kistów. Podczas kolacji spróbujemy specjałów kuchni czeczeńskiej i wysłuchamy domowego koncertu muzyki kaukaskiej. DZIEŃ 4 Wczesnym rankiem z gór wyruszamy do stolicy Kachetii Telawi, gdzie przejdziemy się po pięknym targu, gdzie czekają na nas pyszne czurczchelę, gruziński słodki przysmak. Po drodze odwiedzimy jeszcze ważny klasztor Ikalto. Następnie, piękną drogą wijącą się wśród gór, dotrzemy do Przełęczy Gombori, a stamtąd do Tbilisi. Niegdyś zwane Perłą Kaukazu, nadal zachwyca eklektyzmem, w którym historia miesza się z nowoczesnością. Zwiedzimy najważniejsze cerkwie - Sioni i Kaszueti oraz twierdzę Narikala. Spacer wąskimi uliczkami starego miasta, nad którymi górują przepięknie zdobione balkony i tarasy oplecione bujną winoroślą. Zrobimy zakupy na Suchym Moście, pięknym targu staroci. Przejdziemy przez świeżo wyremontowany secesyjny bulwar Dawida Budowniczego. Wieczorem tradycyjna gruzińska kolacja na tarasie w stylowej knajpie z muzyką tradycyjną. Po kolacji dla chętnych wędrówka po tbiliskich barach i klubach. (Tbilisi to miasto wielu historii. Plan zwiedzania miasta może zostać dostosowany do oczekiwań grupy). DZIEŃ 5 Gruzińską Drogą Wojenną przejedziemy obok twierdzy Ananuri usytuowanej nad sztucznym jeziorem. Będziemy też w Gudauri, pięknym zimowym kurorcie narciarskim. Mijając kolorowy pomnik przedstawiający średniowieczną królową Tamarę, w towarzystwie traktorów i Jurija Gagarina przejedziemy przez Przełęcz Krzyżową. Następnie udamy się pod wygasły wulkan Kazbek (5033m - świętą górę - do której, według legendy, przykuty był Prometeusz. Krótka wspinaczka do klasztoru Cminda Sameba, malowniczo położonego u podnóża Kazbeku, skąd rozpościera się panorama na Wąwóz Darialski, o którym tak pięknie pisał Puszkin. Możliwy spacer do wodospadu Gweleti. Powrót do Tbilisi. Po drodze kolacja w Pasanauri, gdzie spróbujemy najlepszych w Gruzji chinkali. DZIEŃ 6 Dzień rozpoczniemy wcześnie udając się do Mcchety, pierwszej historycznej stolicy niepodległej, chrześcijańskiej Gruzji. W religijnym centrum kraju przejdziemy przez zabytkowe centrum z katedrą Sweti Cchoweli (UNESCO). Stamtąd udamy się na wzgórze u zbiegu rzek Aragwi i Mtchwari, gdzie z tarasu kościoła Dżwari (UNESCO) obejrzymy panoramę starej stolicy. To właśnie w tym miejscu król Mirian III za sprawą świętej Nino ochrzcił Gruzję. Następnie przejedziemy przez Gori - miasto urodzenia Stalina, dotknięte wojną sierpniową z 2008 roku. Stamtąd udamy się do wielowiekowego skalnego miasta Uplyscyche. Zobaczymy też skalny Słup Kacchi, na którego szczycie stoi niedostępny kościółek. W górniczej Cziaturze przejedziemy się sowieckimi kolejkami linowymi (w sezonie planowane są prace renowacyjne, jazda kolejką może być utrudniona) w niemal postapokaliptycznym klimacie. Dojedziemy do Gelati, gdzie czekać będzie na nas domowa supra wzbogacona o nieformalny koncert gruzińskiego chóru. DZIEŃ 7 Po śniadaniu zwiedzimy kompleks klasztorów Gelati (UNESCO) z grobem króla Gruzji – Dawida Budowniczego. Zobaczymy zbudowany na skale klasztor Mocameta (w sezonie planowane są prace renowacyjne, zwiedzanie klasztoru może być utrudnione). W Kutaisi zwiedzimy historyczne centrum, zrobimy zakupy na kolorowym targu i obejrzymy katedrę Bagrati. Opcjonalnie możemy też pojechać do Jaskini Prometeusza. Po południu wyruszymy w Wysoki Kaukaz. Pod wieczór dojedziemy do Mestii w Górnej Swanetii, gdzie czekać będzie na nas domowa kolacja. DZIEŃ 8 Wsiadamy do samochodów terenowych i szutrową drogą przez swańskie wioski, udamy się do najwyżej położonej wioski w Europie, Uszguli (UNESCO). Po drodze czekają na nas zachwycające widoki masywów Uszby i Tetnuldi oraz malutkie górskie kościoły. W malowniczym miejscu, w którym zatrzymał się czas, zgubimy się w labiryntach kamiennych wież i pójdziemy na przyjemny spacer z widokiem pod lodowiec najwyższej góry Gruzji Szchary (5068 m (Przy sprzyjającej pogodzie dla chętnych aktywnych piechurów istnieje możliwość spaceru do miejsca, z którego widać najwyższą górę Europy – Elbrus (5 642 m i inne kaukaskie giganty). DZIEŃ 9 Ze Swanetii pojedziemy wprost na plaże Morza Czarnego. Po drodze miniemy jezioro Dżwari, z jedną z największych tam łukowych na świecie na rzece Enguri. Odpoczniemy na plaży albo w cieniu eukaliptusów, aby wieczorem zachłysnąć się futurystycznym Batumi - miastem przepychu, mocno kontrastującym z dotychczas poznaną Gruzją. Przejdziemy się po nowoczesnym bulwarze i historycznej starówce, zobaczymy najładniejszy McDonald's na świecie i Wieżę Alfabetyczną, a także przejedziemy się kolejką linową Argo. Nocleg pod Batumi. (Alternatywą dla tych, którzy nie lubią plażowania może być zwiedzanie pięknego ogrodu botanicznego w Batumi lub spacer w Gonio i Kwariati wśród eukaliptusowych lasów z subtropikalnym klimatem). DZIEŃ 10 Z Adżarii wyruszymy wcześnie rano w stronę malowniczych Gór Adżarskich. Aby pokonać przełęcz Goderdzi, musimy przesiąść się do minibusa przystosowanego do pokonywania górskich przełęczy. Zatrzymamy się przy malowniczych drewnianych meczetach. Następnie dotrzemy do Abastumani, ciekawego sowieckiego obserwatorium astronomicznego. Odpoczniemy chwilę w mieście Achalcyche, nad którym góruje twierdza Rabati. Dotrzemy do kanionu rzeki Mtkwari, gdzie spędzimy noc. DZIEŃ 11 Rano zwiedzimy niezwykłe skalne miasto Wardzia (UNESCO), będące pozostałością gruzińskiej, średniowiecznej chwały. Przejedziemy przez Dżawachetię do granicy gruzińsko-ormiańskiej. Przez zniszczone w trzęsieniu ziemi z 1988 roku miasto Giumri udamy się do Eczmiadzynu (UNESCO) - "ormiańskiego Watykanu", w którym przechowywane mają być rzekomo fragmenty Arki Noego. Odwiedzimy też klasztor Howhanawank na skraju kanionu rzeki Kasag. Wieczorem dotrzemy do Erywania. DZIEŃ 12 Erywań. Zobaczymy zachwycające formą muzeum sztuki współczesnej - Kaskady. Odwiedzimy dom-muzeum reżysera i artysty Siergieja Paradżanowa. Przejdziemy przez starówkę, odwiedzając Niebieski Meczet oraz stylowy targ artystów i staroci Wernisaż. Odwiedzimy Cicernakaberd - miejsce pamięci ze wstrząsającym Muzeum Ludobójstwa Ormian. Kolacja w centrum i wieczorny spacer dla chętnych. (Tym, którzy są głębiej zainteresowani ormiańską historią oferujemy zwiedzanie repozytorium dawnych rękopisów ormiańskich Matenadaran oraz Muzeum Historii Armenii z Galerią Narodową. Możliwa również wycieczka do gorzelni koniaku Ararat lub Noy. DZIEŃ 13 Drogą wśród gór dojedziemy do odnowionej antycznej świątyni Garni z oryginalną mozaiką. Na koniec dnia czeka nas wizyta w pięknym kompleksie klasztornym Gegard (UNESCO), który obejmuje kościoły (ze świetną akustyką) i grobowce wykute w skale. Stamtąd udamy się do klasztoru Chor Wirap u podnóża góry Ararat, do której podobno dopłynęła Arka Noego. Zobaczymy umieszczoną piętnaście metrów pod ziemią celę, w której więziony był apostoł Armenii - św. Grzegorz Oświeciciel. Przejedziemy przez winny region Areni w Dolinie Araratu. Po drodze miniemy miejsce, gdzie schodzą się granice czterech państw (Armenia, Azerbejdżan, Turcja, Iran). Nocleg w rodzinnym pensjonacie w Jegegnadzorze. DZIEŃ 14 Rano zobaczymy ukryty wśród czerwonych skał dwupiętrowy monastyr Norawank. Zwiedzimy Karawanseraj Selim (Orbelian), na przełęczy Wardenjanc. To najwyżej położone miejsce w czasie naszej wycieczki. Możliwość zjedzenia raków i pstrągów u zaprzyjaźnionej rodziny w Martuni. Następnie pojedziemy nad górskie jezioro Sewan leżące na wysokości prawie 2000 Dla chętnych - możliwość kąpieli w chłodnej wodzie jeziora, dla wszystkich - zwiedzanie klasztoru Sewanawank umieszczonego na skale. Pełen atrakcji dzień zakończymy na zwiedzaniu kompleksu Goszawank. Nocleg w rodzinnym pensjonacie w parku narodowym w uzdrowisku Dilidżan. DZIEŃ 15-16 Pojedziemy drogą przez malowniczy kanion rzeki Debet w zielonym regionie Lorri. Zwiedzimy być może najpiękniejsze ormiańskie kompleksy klasztorne Hagpat i Sanahin (UNESCO) oraz ciekawą cerkiew Achtala. Przejazd do Gruzji. Dotrzemy do Tbilisi, gdzie chętni mogą wybrać się na spacer po mieście. Odpoczynek w hotelu. W nocy wyjazd na lotnisko i powrót do Warszawy.

lezy na nim gruzja i armenia